10 Stycznia
Tansoulmen, Moul n'Aga, ued Berdj, wycieczka po paliwo do Djanet
Rankiem wyruszamy w dalszą drogę. Będąc pod wrażeniem tego, co do tej pory zobaczyliśmy nie spodziewamy się, że może być jeszcze piękniej. A jednak.
Rejon, który mamy okazję zwiedzać to tzw. Czerwony Tadrart (z jęz.fr. "Tadrart Rouge"), jest to rozciągające się na przestrzeni stu kilometrów przedłużenie Gór Tadrart Acacus znajdujących się w Libii. Najwyżej położone miejsce w Czerwonym Tadrarcie (1340m) znajduje się w południowej części pasma, około 160 kilometrów na południowy wschód od miejscowości Djanet.
Czerwony Tadrart (Tadrart w języku Berberów oznacza "góra"), jest zbudowany z piaskowca, a znany ze swoich spektakularnych widoków, na które składają się poszarpane ciemnoczerwone formacje skalne wyrastające ponad pomarańczowe morze piasku. Skały przybierają różnorodne formy pojedyńczych iglic i łuków skalnych. Olbrzymie wydmy sięgają nieraz kilkuset metrów. Ten bajkowy krajobraz powstał dzięki nakładaniu się na siebie procesów erozyjnych charakterystycznych dla wilgotnego i suchego klimatu.
Oczom naszym ukazują się olbrzymie łuki skalne Tansoulmen. Jedziemy dalej na północny wschód w kierunku majestatycznych wydm Moul n'Aga. XR650R wspinając się na kolejne diuny jest w swoim żywiole. Widok ze szczytu na iglicę Moul n'Aga i okalające ją pomarańczowe wydmy zapiera dech w piersi. Przejeżdżamy wzdłuż ogromnych wydm jeszcze kilometr, po czym przewodnik oznajmia nam, że trasa naszego przejazdu prowadzi centralnie przez te wydmy. Robimy rekonesans. Wybierając optymalną linię podjazdu łagodniejszym stokiem dowietrznym HDJ100 i XR-ka docierają na szczyt. Okazuje się, że nadwyżka mocy ma podczas jazdy w kopnym piachu bardzo duże znaczenie- pozwala na odpowiednie rozpędzenie pojazdu i utrzymywanie optymalnej prędkości przez długi czas, bez ryzyka przegrzania silnika. Hilux 2.4D był w stanie poruszać się do przodu tylko na pierwszym biegu na reduktorze. Maszyna zagotowała się po pokonaniu około dwóch trzecich kilometrowego podjazdu w kierunku na iglicę Moul n'Aga, a wrzucenie dwójki poskutkowało zdławieniem silnika. Mając na uwadze dobro Hiluxa oraz reszty ekipy jadącej dociążonymi samochodami zdecydowaliśmy się na odwrót. Aby objechać duże wydmy i dotrzeć do miejsca zaplanowanego noclegu musimy nadrobić trochę kilometrów.
Zaczyna się najprzyjemniejszy etap naszej podróży- przewodnik przyspiesza i w iście Dakarowym tempie pokonujemy cały Wąwóz Berdj i docieramy w okolicę szutrówki prowadzącej do Djanet. Cała ekipa rozbija obóz a Hilux z tłumaczem- Nordinem na pokładzie jedzie po zapasy paliwa do Djanet. Tematów do rozmowy nie brakuje i niezauważalnie pokonujemy 260km. Nordin jest jednym z niewielu płynnie mówiących po angielsku Tuaregów. Jego pasją jest malarstwo. Nasz pomocnik jest na co dzień pracownikiem w Parku Narodowym Tassili n' Ajjer. Pomaga naukowcom w docieraniu i dokumentowaniu sztuki naskalnej. Na sam płaskowyż nie da się wjechać terenówkami. Aby się tam dostać trzeba wybrać się na kilkudniową pieszą wycieczkę supportowaną przez osiołki. Do obozu wracamy przed północą i szybko idziemy spać.
Tomasz Lorek
9 Stycznia
Wąwóz Berdj- rejon Tan Zaouaten
Wstajemy w baśniowym plenerze. Oddajemy się porannym czynnościom zatopieni w Tadrarcie -najpiękniejszej pustyni świata. W promieniu wielu kilometrów nie ma absolutnie nikogo. Jesteśmy tylko my i natura. Czujemy się bardzo bezpiecznie pod opieką naszych przewodników, którzy znają to środowisko na wylot i życzliwie służą pomocą.
Staramy się w miarę możliwości sprawnie zebrać aby ruszyć w dalszą drogę. Nieodłącznym elementem takiej wyprawy jest codzienne składanie i rozbijanie obozu. Bardzo dużym ułatwieniem okazują się być namioty dachowe (HDJ100) lub specjalnie przygotowane samochody z podnoszonymi dachami (HZJ78, HZJ79). Systemy te pozwalają w kilka chwil przygotować miejsce do spania, zapewniając więcej czasu na delektowanie się pięknymi widokami. Ich wadą jest stosunkowo duża waga, a w konsekwencji wyżej położony środek ciężkości samochodu, co niekorzystnie wpływa na stabilność auta podczas pokonywania trawersów. Załoga Hiluxa zapamięta lekcję, że istotnym czynnikiem znacznie usprawniającym życie w plenerze jest łatwy i szybki dostęp do całego ekwipunku wyprawowego. Prędkość wypakowania wszystkich rzeczy z samochodu a później zapakowania ich z powrotem powinna być przed wyprawą mierzona stoperem, aż do uzyskania zadowalającego czasu... Każda rzecz musi mieć swoje z góry oznaczone miejsce. Najlepiej opisać skrzynie i pudła tak, aby później nie tracić czasu na szukanie różnych drobiazgów. Świetnym rozwiązaniem są głębokie szuflady umożliwiające bezpośredni dostęp do pożądanej rzeczy. Tak naprawdę wyprawa zaczyna się długo przed wyjazdem. Im więcej czasu poświęcimy na przygotowania, tym bardziej satysfakcjonujące będzie nasze doświadczenie podczas podróży. "W życiu wszystko zależy od szczegółów"- to jest motto przewodnie Toma Sheppard-a, twórcy świetnego przewodnika dotyczącego wypraw samochodowych (zwłaszcza w terenie pustynnym) pod tytułem: "Vehicle-dependent Expedition Guide". Wyżej wspomniana myśl przewodnia autora książki ma duże znaczenie podczas każdej ekspedycji, bowiem jeśli przeoczymy jakiś detal na etapie przygotowań, np. zapomnimy czegoś zabrać, to podczas samej wyprawy nie będziemy mieć już możliwości na naprawienie tego błędu. Inną pozycją przydatną dla ludzi wybierających się na Saharę jest "Sahara Overland" Chrisa Scotta. Jednym z większych portali w sieci, dedykowany miłośnikom wypraw, który pozwala na bieżąco monitorować sytuację polityczną każdego zakątka globu oraz czerpać wiedzę dotycząca wszystkich aspektów podróżowania jest forum na: http://www.horizonsunlimited.com/
Rzetelne przygotowanie wymaga czasu, bowiem do przemyślenia i opracowania jest sporo: kosztorys, ramy czasowe, pozwolenia, wizy, bezpieczeństwo, promy, dokumenty kierowcy, typ odprawy celnej, ekwipunek kuchenny, campingowy, komunikacja ze światem i pomiędzy uczestnikami, nawigacja, odpowiednia odzież i obuwie, zapasy jedzenia, zapasy wody, zapasy paliwa, elektryka wyprawowa, wybór zespołu, wybór pojazdu, przygotowanie pojazdu i modyfikacje, ładowanie i mocowanie ekwipunku w samochodzie, specyfika danego terenu i tajniki jeżdżenia po nim, sprzęt do wyciągania auta z opresji, plan zachowania w sytuacji awaryjnej.
Poruszamy się dalej na północny-wschód Wąwozem Berdj. Nasz kierunek jest wymuszony przez otaczające nas skały- barierę nie do przebycia przez żaden pojazd. Dziś w planie między innymi podziwianie malowideł i rytów naskalnych wpisanych na listę światowego dziedzictwa UNESCO, a rozsianych po całym masywie Tadrart Acacus oraz po przylegającym do niego pasmie górskim Tassili N'Ajjer. Malowideł jest to w istocie zatrzęsienie. Ich liczba oceniana jest na tysiące. Wykonane są w różnych stylach. Najstarsze datuje się je na 12000 lat p.n.e, najmłodsze na 100r. n.e. Odzwierciedlają one zmiany w faunie i florze oraz różne sposoby życia populacji żyjących jedna po drugiej w tym rejonie Sahary. Przewodnik co chwila zatrzymuje się przy skale lub jaskini aby wskazać nam kolejne dzieło z zamierzchłych czasów, gdy była tu woda, zieleń i zwierzęta.
Przed opuszczeniem wąwozu zbieramy z przewodnikami drewno na ognisko.
Pomału wyjeżdżamy z Wąwozu Berdj na otwartą pustynię. Te miejsca gdzie skały wynurzają się z oceanu piachu są najpiękniejsze. Nagle naszym oczom ukazują się wydmy wysokie na kilkaset metrów. Honda XR650R nie ma najmniejszych problemów z poruszaniem się po piachu ponieważ jest lekka (jak na 650-tkę)- na sucho waży w granicach 130kg i ma duży zapas mocy (60koni). Jazda po wydmach to wielka frajda. Najważniejsze trzymać cały czas gaz, wtedy przednie koło jest odciążone i motocykl dobrze się prowadzi. Wrażenia jedyne w swoim rodzaju. Trzeba tylko uważać, bo można zostać uśpionym przez jednolitą, równą nawierzchnię, która zlewa się w jeden kolor i nie zauważyć np. 4-metrowego uskoku. Na każdą wydmę skłądają się różne rodzaje piaszczystej nawierzchni w zależności od przeważającego kierunku wiatru w danym miejscu: stok dowietrzny (łagodny) jest zazwyczaj twardy, stok zawietrzny (stromy) jest dużo bardziej luźny i przez to trudniejszy do pokonania.
Po zabawie na wydmach znajdujemy w rejonie Tan Zaouaten malownicze miejsce na nocleg gdzie piach jakby wylewa się przesmykiem spomiędzy wysokich skał. Jest czas na spacer i chwilę relaksu na ciepłym piasku. Tuaregowie rozpalają ognisko, częstują nas swoją słodką miętową herbatą i zabierają się do sporządzania kolacji. Dziś w menu: tagella- chleb pieczony na żarze z ogniska. Bazą jest kasza manna. Całkiem niezły. Jeśli zje się przy okazji trochę ziarenek piasku to pomogą w trawieniu. Uświadamiamy sobie jak mało jest w życiu potrzebne, aby być szczęśliwym. Ci ludzie mają tu wszystko a zwłaszcza niezmącony niczym spokój, który działa kojąco na człowieka.
Tuaregowie z wielkim taktem prowadzą rozmowy. Zawsze spokojnie czekają, aż dana osoba skończy wypowiedź. Nie spieszą się. Nie unoszą. Mówią jasno i na temat. Sposobem prowadzenia rozmowy wyrażają szacunek dla innych.
Tomasz Lorek
Rozpoczynamy cykl wspomnień z wyprawy wgłąb Sahary. Znajdujący się na południowo wschodnim krańcu Algierii Tadrart Rouge jest uważany przez wielu za jeden z najpiękniejszych rejonów pustynnych na Ziemi.
8 Stycznia 2017
Droga z Djanet do ued-u (z j.arab. "doliny") Berdj- miejsca naszego pierwszego noclegu.
7 Stycznia docieramy do Djanet- oazy znajdującej się na skraju ogromnego Parku Narodowego Tassilli n'Ajjer. Djanet to również raj dla miłośników starych Landcruiserów. Jest ich tutaj mnóstwo. Okazy z serii 40 i 60, które w Polsce są niezwykle rzadkie, tutaj można spotkać na każdym kroku. Suchy klimat sprawia, że blacha nie rdzewieje- a jest to jedyne co w Toyocie z tamtych lat może sprawiać większe problemy. Nie bez powodu większość pojazdów wybierających się na pustynię to Toyoty. Ich największą zaletą, która na pustyni może czasem decydować o życiu lub śmierci jest niezawodność.
Co jest największą dumą młodego Tuarega Chrif-a (czyt. Szerif-a), który nas eskortował od granicy do Djanet? -jego wielbłąd, a zaraz po nim- jego Landcruiser HJ61 z przebiegiem 1 milion 250 tysięcy km. Produkowany w latach 1985-90. Wyposażony w najlepszy silnik diesla montowany w Toyotach: 12H-T, czyli 4 litry z turbo. Zaczerpnięty z półciężarówki Hino. Potężny moment obrotowy już od 1600obr/min. Rozrząd na kołach zębatych, zero zbędnej elektroniki. Układ napedowy: mosty, skrzynia, reduktor- najmocniejsze w swojej klasie. Zawieszenie na resorach. Samochody te po dziś dzień są synonimem niezawodności w najtrudniejszych warunkach.
Możliwość przemieszczania się po pustyni na duże odległości daje wolność- wartość nadrzędną dla Tuaregów, którzy sami nazywają siebie "imazeghen" czyli wolnymi ludźmi. Inaczej określa się ich mianem "Kel tagoulmoust", czyli ludzi noszących zasłonę na twarzy (dot. Mężczyzn) skąd wynika również określenie "błękitni ludzie"- zasłony twarzy w kolorze indygo zabarwiały z czasem skórę. Ich językiem jest tamasheq, a pismem tifinagh. Określeniem obejmującym całą społeczność Tuaregów zamieszkującą w Mali, Nigrze, Algierii, Libii i Burkina Faso jest "Azawad". U Tuaregów mężczyzna ma dominującą rolę w rodzinie ale dziedziczenie odbywa się po linii matki (po kądzieli). Touaregowie od wieków prowadzili koczowniczy tryb życia zajmując się hodowlą owiec, kóz i wielbłądów oraz transportem karawanowym. Dawniej zajmowali się też łapaniem niewolników, handlowali już z Rzymianami. Utworzył się u nich pewien rodzaj systemu feudalnego z podziałem na szlachtę i potomków niewolników. Są mistrzami w przeżyciu na pustyni dlatego nigdy przez nikogo nie zostali podbici, ani nikomu podporządkowani. Przyjęli islam, ale zachowali też zbiór swoich pradawnych wierzeń. Według wiedzy ich przodków pozostawanie w jednym miejscu na dłużej niż 40dni przynosi nieszczęście. Stronili od złota, wybierając srebro jako materiał na ozdoby i amulety. Powiedzenie tuareskie głosi, że jedni ludzie dostali ziemię bogatą w wodę, aby móc zaznać szczęścia, a inni ludzie dostali pustynię aby łatwiej osiągnąć Boga.
Więcej o wierzeniach Tuaregów można przeczytać w artykule "Pustynia dżiny i Tuaregowie w prozie Ibrahima al-Koniego" autorstwa Ewy Machut-Mendeckiej oraz w książkach al-Koniego.
O życiu Tuaregów więcej w: "Tuaregowie z Sahary", Adam Rybiński, 1999, DIALOG Wydawnictwo Akademickie.
Po przyjeździe do Hotelu Zeriba wita nas nasz przewodnik- Tidjani, Tuareg ze szczepu Kel Ahaggar wraz dwoma pomocnikami: Abdel-em Kaber i tłumaczem Nordin-em.
Wieczorem Joniec-Team ściąga Hondę z paki Hiluxa. Rano planujemy kupić dodatkowe kanistry na paliwo aby wystarczyło na 7 dniowy pobyt na pustyni (w planach około 600km). Na pustyni paliwo to dystans, woda to czas. Ostatecznie oprócz pełnego baku (55L) mieliśmy 80L oleju napędowego na pace oraz blisko 60L benzyny dla motocykla. Zapakowaliśmy również 35L wody spożywczej + 54L wody pitnej.
Nazajutrz po przejechaniu 100km asfalt przeobraża się w szuter, a później mamy pierwszy kontakt z piachem, w którym oczywiście bez konkretnego obniżenia ciśnienia (w Hiluxie przewodnik doradził 1,5 Bara na przód i 1,9 Bara na tył) nie da się jechać.
W warunkach pustynnych konwój się wydłuża, każdy tworzy tumany kurzu, w których nikt nie ma ochoty jechać (raz ze względu na fatalną widoczność, dwa- aby niepotrzebnie nie zanieczyszczać filtrów powietrza). Nieodzowne są tutaj krótkofalówki, bez nich kierowcy oddaleni od siebie o kilkaset a czasem więcej metrów nie mogą się porozumieć. Obserwujemy z uwagą jak w tych warunkach radzi sobie przewodnik jadący nowym Hiluxem. A czuje on się tutaj jak ryba w wodzie. Doskonale czyta piach. Widać, że prowadzenie 4x4 pustynnym szlakiem jest dla niego chlebem powszednim. Na miejsce noclegu docieramy około 16:00. HDJ100 prowadzony przez Mietka jako jedyny z samochodów przypuszcza atak na pobliską wydmę i udaje mu się wyjechać tuż pod okap skalny. Aby wrócić z powrotem na dół użyliśmy: łopat, wyciągarki, obniżonego ciśnienia w kołach i sporego dystansu do całej sytuacji prezentowanego przez kierowcę.
Tuaregowie rozpalili ognisko, poczęstowali chętnych herbatą. Słodka, czarna z miętą lub zielona z miętą, napowietrzona od wielokrotnego przelewania. Świetnie gasi pragnienie. Zwyczajowo, pije się ją bardzo małymi łykami.
Tomasz Lorek
"Ziemia jest w stanie nauczyć nas więcej o nas samych niż wszystkie książki tego świata, ponieważ stawia wymagania. Samopoznanie następuje, gdy człowiek mierzy się z przeszkodą”
Antoine de Saint-Exupery
Patrząc na mapę Michelin 741, czytając „Sahara Overland” Chrisa Scota oraz różne pozycje traktujące o życiu i kulturze Touaregów nie mam wątpliwości dokąd kieruje mnie dusza- do Algierii, z jej przepastnymi odległościami, ogromnymi ergami, górami Hoggar oraz Tuaregami. Niestety, aby podróżować po południowej Algierii turysta jest zoobligowany do wynajęcia przewodnika. Przyjemność ta kosztuje około 50 Euro za dzień. W związku z powyższymi przeciwnościami, oraz dlatego, że nigdy wcześniej nie jeździłem motocyklem po pustyni postanawiam niejako na rozgrzewkę przejechać najciekawsze (według C.S.) pustynne szlaki w Maroku. Za główne cele wycieczki obieram: cieszyć się każdą chwilą i poznać smak jazdy po Saharze zaliczając kilka „dakarowych” odcinków.
Europa
Wyjeżdżając podczas nagłego październikowego ochłodzenia nie mogę się doczekać cieplejszej pogody. Przejazd niemieckimi autostradami wspominam wyjątkowo chłodno. Przyjemnie robi się dopiero we Francji, którą zwiedzam korzystając z podrzędnych dróg. Docieram nimi do wybrzeża Morza Śródziemnego i postanawiam nie rozstawać się już z widokiem lazurowej przestrzeni.
W ten sposób docieram do Girbaltaru. Jadę przy samym morzu i chwilami czuję się tak, jakbym po nim żeglował. Nie spieszę się. Cały odcinek z Krakowa do Gibraltaru zajmuje mi 10 dni. Długość wspomnianego odcinka oscyluje wokół 3000 km. Podczas całej wyprawy codziennie nocuje w moim 1000 gwiazdkowym hotelu. Najlepsze miejsca na nocleg najłatwiej znaleźć, gdy jest jeszcze widno.
Maroko
Ląduję w hiszpańskiej Ceucie. Maroko stoi otworem przed turystami. Odprawa graniczna nie stanowi problemu. W przeciwieństwie do innych krajów Afryki Północnej takich jak Algieria, Tunezja czy Libia, podróżowanie po pustynnych rejonach Maroka jest możliwe bez korzystania z usług przewodnika. Jest to kraj zróżnicowany pod względem krajobrazu. Na północy w Górach Riff spotykam klimat śródziemnomorski z bogatą roślinnością. To tutaj uprawia się marihuanę i produkuje haszysz, który jest później szmuglowany do krajów Europy. Jadąc dalej na południe wjeżdżam w pasmo Atlasu. Polecam zatrzymać się na herbatę nad malowniczo położonym jeziorem Lac de Tislit znajdującym się na drodze z Tassent do Imilchil. Celuję w Wąwóz Todry, który zacieśnia się stopniowo, tworząc wąski przesmyk z pionowymi skalistymi ścianami (docelowe miejsce pielgrzymek turystów autokarowych). Po opuszczeniu gór wjeżdżam w suchą krainę. Najlepsze i najdłuższe pustynne szlaki położone są wzdłuż wschodniej granicy Maroka. Przez Alnif docieram do Rissani. Tu robię zakupy, które mają wystarczyć na najbliższe dwa dni. Zaraz za Rissani odbijam w stronę skał, gdzie znajduję zacienione miejsce i dokonuje operacji zmiany opon na motocrossowe. Częściowo zużyte opony zostawiam na miejscu, by później podać ich namiary GPS na forum Horizons Unlimited (a nuż się komuś przydadzą). Nocuję przed Taouz.
Pustynia
"Bóg stworzył kraje bogate w wodę aby ludzie byli szczęśliwi, a pustynie aby mogli odnaleźć tam swoją duszę"
powiedzenie Tuaregów
Nie wiem dlaczego, ale pustynia działa na mnie jak magnes. Madmaxowe klimaty związane z umiejętnością poradzenia sobie w każdych warunkach poprzez: spokój, deternimację, umiejetność trafnego antycypowania zagrożeń i improwizowanie, bardzo mi odpowiadają. Z psychologicznego punktu widzenia oceany, wysokie góry i pustynie są jednym. Podstawową cechą człowieka przemierzającego samotnie jakiekolwiek odludzie powinna być pokora. Lepiej żeby jednostka zdobyła ją przed rozpoczęciem wyprawy (Np. czytając opisy przygód ludzi, którzy jej nie posiadali), niż miałaby poprzez swoją lekkomyślność zostać ciężko doświadczona przez naturę. Czerpię z doświadczenia Tuaregów, którzy jak nikt inny są w pełni świadomi, że przemierzanie pustyni wiąże się z podejmowaniem dużego ryzyka. Aby je zminimalizować, wszystko należy wykonywać z najwyższą starannością, ponieważ najmniejszy błąd może okazać się ostatnim w naszym życiu.
Z przewodnika „Sahara Overland” wybieram najładniejsze i najdłuższe szlaki. Na pierwszy ogień idzie najlepszy (zdaniem Chrisa Scota) pustynny szlak w Maroku. Zaczyna się w miejscowości Merzouga, a kończy w Tagounite (M6 w S.O.). Wspomniany odcinek liczy sobie 239km. Nawierzchnia i krajobraz zmienia się jak w kalejdoskopie. Jadę po piaskach, szutrach, twardym dnie wyschniętego jeziora oraz najeżonej skałami górskiej drodze. Olbrzymie wydmy zapierają dech w piersiach. Jadąc dnem jeziora horyzont redukuje się do cienkiej linii. Najtrudniejszym fragmentem trasy okazuje się wyschnięte koryto rzeki (Qued Daoura) w okilicach H. Remlia. Jest tam około 5 km miałkiego, głębokiego piachu na którym nie można się rozpędzić do odpowiedniej
prędkości, ponieważ ograniczony krzakami szlak co chwile skręca o 90 stopni. Nie ma wyjścia- jadę na jedynce wkręcając silnik na maksymalne obroty. Jako, że moja Tenerka jest chłodzona powietrzem, a ja nie mam założonego wskaźnika temperatury oleju, zatrzymuję się co kilka minut, aby dać silnikowi ochłonąć. Jadę sam, więc wolę dmuchać na zimne niż doprowadzić do zatarcia silnika i czekać na niepewną pomoc, która niekoniecznie musiałaby nadejść. Ludzie pustyni bardzo troszczą się o swoje wielbłądy. Dobra kondycja zwierzęcia jest nawet ważniejsza od stanu zdrowia człowieka, ponieważ chory człowiek na zdrowym wielbłądzie
ma szanse na ocalenie. Wielbłąd niezdolny do marszu skazuje jego posiadacza na pewną śmierć. Pojazd pustynny można porównać do łodzi na oceanie, która gdy zaczyna tonąć nie pozostawia marynarzowi wielu opcji. Szczególnie jadąc samemu, z dala od jakiejkolwiek cywilizacji zmieniam podejście do motocykla, który staje się teraz dla mnie dwukołowym statkiem, od działania którego zależy to, kiedy i czy dotrę do celu.
Chwile zwątpienia przeżywam jeżdżąc tam i z powrotem wyschniętym korytemrzeki Daoura w poszukiwaniu kontynuacji szlaku. Przez cały dzień spotykam tylko grupę na quadach i słownie jeden samochód 4x4. Mimo zapasów wody pitnej, pod koniec dnia wystąpiły u mnie symptomy odwodnienia: ból głowy i nudności. Dopiero później odkryłem, że picie caca-coli (i innych napojów zawierających kofeinę) na pustyni podczas upału i wykonywania ciężkiej pracy jest niewskazane. Natomiast picie samej wody wypłukuje minerały i doprowadza do stanu w którym człowiek coraz więcej pije i częściej oddaje mocz, ale nie może ugasić
pragnienia. Marokańczycy mają na to sposób: parzą herbatę z mięta i dodają mnóstwo cukru. Wspomniany napój działa rewelacyjnie. Filiżanka takiej herbaty w większym stopniu skutecznie gasi pragnienie niż litr czystej wody. Docieram do Tagounite i nocuję nieopodal. Następnego dnia regeneruję siły w tutejszych cyber-kafejkach. Nazajutrz dojeżdżam do Mhamid i
rozpoczynam kolejny ze szlaków z S.O. – M7 (prowadzi do Foum Zguid i liczy sobie 143km). Odcinek na początku jest piaszczysty- nie sprawia tylu problemów co poprzedni, gdyż jest szeroki i można się rozpędzić. Spotykam grupę na czterosówowych ktm-ach exc- idealnym sprzęcie na te warunki. Szlak zmienia swoje oblicze- staje się wąską kamienistą drogą. Nocuję 300 metrów od szlaku. Księżyc mocno świeci co pomaga w biwakowaniu. Wokół panuje totalna cisza. Kolejnego dnia jadę dnem wyschniętego jeziora i docieram do wspomnianego wyżej celu. Odcinek położony bliżej Foum Zguid jest już bardziej płaski, pozbawiony kamieni-
jedzie się przyjemniej i szybciej. Z Foum Zguid kieruję się w stronę Zagory szlakiem M8 liczącym sobie 130 km. Początki są niewinne. Szybka, gładka szutrówka- nic tylko pędzić. Na szczęście w porę zauważam, że przekrój poprzeczny drogi wygląda jak ciasto, z którego wycięto kilko kawałków. Okazuje się, że piękna droga jest poprzecinana wąskimi korytami wyschniętych rzek, dlatego poczas jazdy z większymi prędkościami wskazana jest czujność. Stopniowo pojawia się, coraz więcejkamieni a krajobraz zmienia się w hamadę- skalistą pustynię. Stopień trudności nie licuje co prawda z Rajdem Tatrzańskim, ale te kilkadziesiąt kilometrów jest najbardziej kamienistym szlakiem jakim jechałem w swoim życiu. Po dotarciu do Zagory mam ochotę całować asfalt-
za to że jest. W lokalnym barze jem Tażinę- mięso z ziemniakami i warzywami, uduszone i podawane w jednej misie. Nazajutrz wyruszam z Zagory na wschód w celu powrotu na szlak M6. Zamarzyło mi się bowiem rozbić namiot na szczycie największej wydmy jaką zobaczę. Piesza wspinaczka na szczyt ze wszystkimi niezbędnymi manatkami zajmuje mi 30 minut. Wysiłek rekompensuje przepiękny zachód i wschód słońca. Samo biwakowanie na tej wielkiej kupie piachu jest mniej przyjemne. Wiejący
wiatr porywa drobinki piasku, które dostają się wszędzie.
Atlas
Po nacieszeniu oczu pustynią, kieruję się w stronę Tazzarine. Za Quarzazate szutrowym szlakiem wjeżdżam w Atlas- droga prowadząca przez Ait-Benhaddou i Telouet jest bardzo popularna wśród turystów. Spotykam zorganizowane wycieczki na rowerach, motocyklach enduro i w samochodach 4x4. Szerokość kamienistej wstązki miejscami nie pozwala dwuśladowym pojazdom na minięcie się. Co pewien czas ścieżka wije się środkiem zabudowań wiejskich, których technologia budowy dalej tkwi w
zamierzchłych czasach. Szlak łączy się wreszcie z asfaltową wstążką prowadzącą przez przełęcz Tizi-n-Tichka do Marrakech-u. Z miasta „czerwonych dachów” kieruję się na południe, aby wjechać na najwyżej położoną drogę jaką udało mi się odszukać na mapie wgranej w GPS-a. W okolicach Oukaimeden zdobywam wysokość 2913 m n.p.m. Na motocyklu trialowym można by się pokusić o kontynuowanie jazdy pieszym szlakiem zapewniającym spektakularny widok na najwyższy szczyt Atlasu- Toubkal
(4167 m n.p.m.). Przez kilka ostatnich kilometrów jestem nękany przez natręta uzbrojonego w motorower, który przy każdym postoju w celu zrobienia zdjęcia dojeżdża do mnie próbując opchnąć jakieś kamolce. Następnie kieruję się w stronę Agadiru pokonując przełęcz Tizi-n-Test. Widoki zapierają dech w piersiach. Jestem nimi przesycony do tego stopnia, że nie chce mi się zatrzymywać, aby wyciągnąć aparat.
Powrót
Po dotarciu do oceanicznego wybrzeża staram się jechać jak najbliżej linii wody. Udaje mi się trafić do kilku rybackich wiosek nieskażonych do tej pory turystyką. Przejeżdżając nocą przez Casablancę doznaję szoku kulturowego. Jeśli ktoś uważa, że był świadkiem wszystkich możliwych przewinienień drogowych i nic go nie może już zaskoczyć, to powinien przyjechać własnie tutaj, aby móc zweryfikować swoją umiejętność antycypowania zagrożeń związanych z jazdą motocyklem w mieście. Dzieje się naprawdę dużo i to ze wszystkich stron naraz. To tak jakby w jednej chwili wszyscy uczestnicy ruchu drogowego w zasięgu wzroku próbowali
wymusić na kimś pierwszeństwo. Obowiązuje tu zasada, że jeśli dasz się zabić to zginiesz, czujesz się jak w dżungli walcząc o życie. Bez różnicy- matka z dzieckiem czy kierowca ciężarówki. Po takim doświadczeniu człowiek zaczyna doceniać rodzimych kierowców. Przed granicą hiszpańsko- francuską zaliczam na zakręcie konkretną glebę. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa kilka czynników kumuluje się, tworząc wybuchową mieszankę. Po pierwsze po pokonaniu kilku pustynnych szlaków byłem zbyt pewny siebie. Po drugie jadę na kostkach zmocno odciążonym przednim kołem. Po trzecie droga jest kręta, więc z nudów ścigam się z Hiszpanem jadącym na jakimś grubooponiastym cruiserze. Po czwarte, gdy już udaje mi się delikwenta wyprzedzić i jadę
po łuku na granicy moich umiejętności z prędkością około 100km/h- najeżdżam na plamę oleju, co skutkuje bardzo efektownym szorowaniem po asfalcie. Pierwsze odczucia mogą być mylące, ale po odczekaniu chwili stwierdzam z całą pewnością: żyję i nic poważnego mi nie jest. Tenerka zrobiła się lżejsza o GPS, szybę, lusterko i kierunkowskaz. Silnik pali,ale czarniawa maź wydobywająca się z dziury w lewym deklu wskazuje na konieczność dokonania naprawy przed ponownym wyruszeniem w trasę. Całe zdarzenie miało miejsce bardzo blisko stacji benzynowej a życzliwi hiszpanie służyli pomocą. Ubytek w pokrywie wariatora zaślepiłem kawałkiem blaszki z wyrzuconego stojaka na gazety. Trochę pracy wymagałooczyszczenie jej z lakieru przy pomocy krawężnika i dużego kamienia. Blaszkę przylepiłem od wewnątrz tzw. zimną stalą. Do prawidłowego założenia dekla potrzebuję jeszcze czerwonego silikonu. Ten, który wziąłem z Polski nie chce ze mną współpracować. Pytam więc kolejnych kierowców pojawiających się na stacji, czy nie posiadają owego specyfiku. Z opresji wybawia mnie trialowiec, który przywiózł mi
specjalnie z domu duże opakowanie nie chcąc przy tym nic w zamian. Po noclegu spędzonym na tyłach stacji, rankiem wyruszam na północ. Po rozgrzaniu silnika olej zaczął się lekko sączyć, więc decyduję się na jazdę w trybie „ciągłym” do Krakowa. Muszę dolewać olej co drugie tankowanie, co wiąże się z koniecznością zdejmowania wszystkich sakw i siedzenia. Na granicy hiszpańsko-francuskiej zaczyna padać. Deszcz dręczy mnie przez kolejne 45godzin. W suche ubranie przebieram się dopiero w domu.
Jakość
„Na pustyni odnalazłem wolność niemożliwą do osiągnięcia w cywilizacji; życie nieobciążone posiadaniem dobytku, ponieważ wszystko, co nie było niezbędne, stawało się przeszkodą”
Wilfred Thesiger
Będąc w podróży zaczynam przykładać większą uwagę do najprostszych rzeczy. Przyjemność odnajduję w tak prozaicznych czynnościach jak przykręcanie palnika do butli z gazem. Dzięki temu, że ilość sprzętu u motocyklisty jest mocno ograniczona, człowiek zaczyna bardziej doceniać te nieliczne przedmioty, które ma do dyspozycji. Tempo życia zwalnia, a spokojne wykonywanie prostych czynności staje się swego rodzaju rytuałem, który pochłania mnie bez reszty. Pojawia się nowa jakość przeżywanych chwil (jakże różniąca się od porannego pośpiechu czy obowiązków dnia codziennego, które staramy się wypełnić jak najszybciej).
Poznanie
Dlaczego podróżujemy? Popycha nas do tego: chęć sprawdzenia się w ekstremalnych sytuacjach, poznania ciekawych kultur, piękne krajobrazy, ultra intensywne doświadczania łączące się z odczuwaniem wysokiego poziomu fizycznego ryzyka oraz egzotyka otaczającej rzeczywistości – podczas jednej miesięcznej wyprawy na motocyklu zbiera się więcej wrażeń niż podczas całego roku spędzonego w znajomym otoczeniu. Dla mnie poznawanie świata i zdobywanie doświadczenia jest tylko narzędziem służącym do odkrywania i doskonalenia siebie. Każda samotna wyprawa zostawia ślad na duszy człowieka. Charakter tej zmiany zazwyczaj odkrywa się dopiero długo po powrocie. Człowiek jest w dużym stopniu kształtowany przez środowisko, w którym żyje. Pustynia, będąca bardzo surowym i niegościnnym miejscem, sprawiła, że ludzie ją zamieszkujący musieli wyrobić w sobie pewien zespół cech umożliwiających przetrwanie. Uznawany za jednego z ostatnich wielkich odkrywców- Wilfred Thesiger, który pod koniec lat 40-tych w towarzystwie Beduinów przemierzył piaski Arabii, przypisał nomadom pustyni następujące cechy: szczodrość, odwagę, wytrzymałość, cierpliwość oraz beztroskę w podejmowaniu najbardziej heroicznych działań. Poprzez podróżowanie pragnę nauczyć się cierpliwości i zachowywania niezmąconego spokoju wobec wszelkich przeciwności losu.Codziennie znajduję inne piękne miejsce do rozbicia obozu. Jest w tym coś z życia nomadów, którzy w każdym miejscu na Ziemi widzą swój dom.
Nie jestem przywiązany na stałe do żadnego z miejsc i dzięki temu bardziej doceniam otaczającą mnie rzeczywistość. Żyjąc przez dłuższy okres czasu w ten sposób uczę się, że podstawą szczęśliwego życia wcale nie jest posiadany status społeczny, władza czy wartości materialne, lecz spokój ducha czerpany z ludzkiej życzliwości i piękna niezniszczalnej przyrody. Podróżowanie utwierdza mnie w przekonaniu, że wżyciu nigdy do niczego nie dochodzimy, możemy jedynie wybrać właściwą
drogę. Sposób dążenia do celu jest ważniejszy od jego osiągnięcia.
Tomasz Lorek
Joniec Team